Próbowałam się
uspokoić, patrząc przez kuchenne okno na gęsty las, który o tej
porze dnia wydawał się nadzwyczaj mroczny i niepokojący. Myśl o
szumiących liściach i o odgłosach mieszkańców tego zielonego
sanktuarium, sprawiała, że serce powoli zwalniało szaleńczy bieg.
Z pomocą przyszedł ktoś jeszcze. Dłonie delikatnie oplotły mnie
w pasie, od tyłu. Do moich nozdrzy dotarł lawendowy zapach perfum,
który tak bardzo kochałam, a broda dziewczyny oparła się o
ramię.
– Nie przejmuj się – wyszeptała mi do ucha, a
ciepły oddech owionął szyję. – Jeśli powiesz to, co będzie
mówiło ci serce, to jestem pewna, że wszystko pójdzie jak po
maśle.
– Ja… – Zawahałam się. – Boję się, że coś
zepsuję.
Westchnęła cicho i przytuliła mocniej do siebie.
–
Kochanie, pomyśl o tym w ten sposób, że właśnie będziesz miała
szansę pokazać szerszemu gronowi odbiorców, że wcale nie jesteśmy
tacy, za jakich nas mają. – musnęła wargami moją skórę tuż
pod szczęką. – Wierzę w ciebie.
– To nie miał być
wywiad o nas – wydusiłam. – Nagle z wypadku przeszliśmy na
temat tego, co nas łączy.
Tylko dlatego, że stała tak
blisko, poczułam, jak napina mięśnie brzucha. Reagowała w ten
sposób na wspomnienie wydarzeń, które miały miejsce niecały
miesiąc temu. Nie dziwiłam się, bo dla mnie również był to
niezwykle drażliwy temat. Miałam spory problem ze zrozumieniem
dzisiejszych mediów i ich pogoni za tragicznymi zakończeniami.
–
Wypadek jak tysiące innych – głos Leny nieco zmienił barwę, gdy
do jej słów wkradło się napięcie. – Takiego tematu nikt nie
puści, więc musieli napisać o czymś innym.
– Przecież
wiadomo, co z tego wyniknie. – Zrezygnowana oprałam czoło o zimną
szybę. – Nie będziemy musiały długo czekać, aż poleją się
na nas tony hejtu.
– Damy radę. Zawsze będziemy, tak długo,
jak jesteśmy razem. Przejdziemy przez to.
Jakby na
potwierdzenie tych słów, wtuliła się jeszcze bardziej. Doskonale
wiedziała jak mnie rozczulić, więc udało się jej to i tym razem.
Na moment zapomniałam o tym, co miało mnie czekać w pokoju obok.
Raz za razem, zatrzymując się na chwilkę w szalonym biegu dnia, na
nowo uświadamiałam sobie, że mam ogromne szczęście. Strasznie
długo zajęło mi docenienie go.
– Pani Nino? Zapraszam. –
Usłyszałam zza pleców.
Przekręciłam głowę w lewo,
starając się spojrzeć na właściciela głosu – wysokiego
blondyna z haczykowatym nosem. Był dziennikarzem, który miał
poprowadzić wywiad. Lena puściła mnie i odsunęła się, dając
możliwość ruchu. Ostatni raz utonęłam w ciemnych oczach
dziewczyny i ruszyłam prosto do paszczy lwa. Tyle obłudy, ukrytej
za fałszywymi uśmiechami i niewinnymi pytaniami. Obawiałam się,
że ten wywiad nie będzie przyjemny.
Pierwsze, co
rzuciło mi się w oczy, to zmieniony wystrój. Ogólny porządek i
dwa krzesła na środku dywanu. Pozostała reszta mebli gdzieś
znikła, zapewne za sprawą mojej mamy. Zastanawiałam się, po co aż
tyle zmian, skoro to miała być tylko…rozmowa.
Mężczyzna
przedstawił się jako Aron Bedrecki i wskazał jedno z siedzeń.
–
Zaraz zaczniemy – poinformował z łagodnym uśmiechem. – Proszę
się rozluźnić i nie martwić. To tylko rozmowa.
Skinęłam
głową, czując rosnącą w gardle gulę, która skutecznie
utrudniała mówienie. Wolałabym, aby
pomieszczenie zostało po staremu. Tak byłoby zdecydowanie lepiej,
ale niestety nie miałam za wiele do powiedzenia na ten temat.
Pan
Aron dał znak, żebym się przygotowała i usiadł naprzeciwko. Pot
spływał strumykami po moich plecach, było tu niebywale gorąco.
Mężczyzna postukał palcem w notes, który zapewne służył za
bazę pytań. Zaczęliśmy.
– Na początek chciałbym powiedzieć, że cieszę się, iż się zgodziłaś – zaczął Bedrecki z lekkim uśmiechem. – Ogólnie cieszę się, że możemy teraz porozmawiać. W końcu nie musiałaś się zgadzać. Jak się czujesz?
– Um… – Zmarszczyłam brwi. Naprawdę o to pytał? – Cóż. Na pewno zestresowana. To mój pierwszy wywiad. Nie wiem jak to będzie wyglądać.
Zaśmiał się krótko, jakby odgrywał wyuczoną na pamięć rolę.
– Uwierz, nie jest to nic specjalnego. Głównie to po prostu rozmowa z ludźmi i dowiedzenie się czegoś na ich temat.
– Och. A więc to pan teraz robi?
– Tak. Próbuję się czegoś dowiedzieć. Wydajesz się cicha i nieśmiała, więc na początku pomyślałem, że może to sprawiać pewną trudność.
Poczułam lekki gorąc wstępujący na policzki. Spojrzałam na złączone dłonie, które opierałam na kolanach. Nie pomylił się aż tak bardzo. Wciąż, gdzieś tam, przemawiała przeze mnie ta dawna, cicha dziewczyna, która wolała zejść komuś z drogi, niż się postawić.
– To prawda – przyznałam, nie patrząc na dziennikarza. – Bywam nieśmiała, ale życie mnie tak ukształtowało.
– Rozumiem. Mogłabyś wskazać dokładnie co?
Wzruszyłam ramionami.
– Szczerze, nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że wpłynęło na to wiele czynników i to… kim jestem.
Poprawił się na krześle i skrzyżował nogi, przyglądając się uważnie. Dostrzegłam błysk zainteresowania w jasnych oczach, które śledziły każdy mój ruch i byłam prawie pewna, że próbowały dobrać się do głowy, aby sprawdzić co w niej siedzi.
– Kim jesteś? – zapytał łagodnym tonem.
Zawahałam się i spojrzałam krótko na uchylone drzwi.
– Córką, siostrą, dziewczyną… – Uniosłam brew. – Dziewczyną po raz drugi, uczennicą…
Roześmiał się i tym razem nie miałam wątpliwości, że był to szczery śmiech.
– Faktycznie. – Pokręcił głową. – To była prawidłowa odpowiedź.
– A są nieprawidłowe?
– Nie. – Mrugnął. – Są tylko głupie, ale ta do nich nie należała. Bez urazy, oczywiście!
Moje usta mimowolnie wygięły się. Już zaczęłam go lubić.
– Bez urazy – powtórzyłam. – Nie obrażam się tak szybko.
Skinął głową, nie przestając się uśmiechać.
– A więc dobrze. Czy mogłabyś wspomnieć coś o codziennym życiu? Co porabiałaś do tej pory, jako maturzystka? Z takim nastawieniem zapewne nie było takie złe.
Mimowolnie wróciłam myślami do wypadku i wzdrygnęłam się, ale nie pozwoliłam, aby wspomnienia ogarnęły część umysłu, do której nigdy ich nie wpuszczałam. Z trudem je przegoniłam i zastanowiłam się nad odpowiedzią.
– Cóż. Dość często moje życie składało się na nieustanną naukę i ćwiczenia. – Westchnęłam. – Czasami miałam ochotę wszystkim rzucić i gdzieś się zaszyć.
– Ale nie zrobiłaś tego?
Zawahałam się, spuszczając wzrok. Czy powinnam wspomnieć o Adrianie?
– Nie – odparłam w końcu. – Starałam się skupiać na nauce.
– Nie wyszłaś z nikim nigdzie? Żadnych imprez? – Uniósł w zdziwieniu brwi. – Nic?
– Przeważnie nic – przyznałam niechętnie. – Na początku mój chłopak próbował mnie gdzieś wyciągnąć, ale… nie dawałam się.
– Dlaczego?
Parsknęłam.
– Powiedzmy, że jego znajomi nie byli osobami idealnym towarzystwem do spotkań.
Mężczyzna rozkrzyżował nogi i wsparł łokcie o uda, opierając brodę na zaciśniętych pięściach. Nie wiem, czy tak było mu wygodniej, a czułam się nieco bardziej komfortowo, gdy nie przybierał jakichś oficjalnych póz.
– Rozumiem – odparł, patrząc badawczo. – Układało się wam?
– Na początku. – Ściszyłam głos, w obawie, że mnie zdradzi i zacznie drżeć. – Jak zawsze. Na początku zawsze się układa i jest idealnie, a potem nagle wszystko się psuje.
– Co się zepsuło w waszym przypadku?
Nawinęłam kosmyk włosów na palec, unikając patrzenia na mężczyznę Bałam się, że jeśli to zrobię, to odsłonię twarz i będzie mógł z niej wszystko odczytać, a tego nie chciałam.
– Adrian… – Przymknęłam oczy i odetchnęłam z trudem. – On, cóż. Im głębiej w las, tym więcej drzew. Tak było też z nim. Po jakimś czasie nasz związek przestał polegać na szacunku i wzajemnym uważaniu na siebie. Co prawda nigdy mnie nie uderzył, przynajmniej nie mocno, ale stawał się coraz bardziej arogancki.
Urwałam i spojrzałam na dziennikarza. Wyglądał na niezwykle spokojnego. Blady blask lampy zdawał się kontrastować z jego niezwykle jasnymi włosami. Skinął głową na znak, że słucha i żebym kontynuowała. Potarłam twarz i westchnęłam.
– Po jakimś czasie wkroczyliśmy w jednostronną relację, gdzie były wymagania i oczekiwania, ale nie uczucia – mruknęłam. – W grę wszedł też biznes oraz małżeństwo.
– Małżeństwo. – Szok odbił się na twarzy Bedreckiego. – W tym wieku?
– Owszem. Nasi ojcowie – zacisnęłam usta – wymyślili sobie, że tak będzie lepiej, ale nie wgłębiajmy się w szczegóły. Nic z tego nie wyszło.
– To dobrze – po jego ustach przemknął cień uśmiechu. – Inaczej teraz chyba musiałbym rozmawiać z twoim mężem o frankistach, czego szczerze nienawidzę.
Udało mu się dopiąć swego – roześmiałam się.
– Trafił pan w punkt – przyznałam szczerze. – Też tego nie znosiłam.
Uśmiechaliśmy się przez moment do siebie. Zapisał coś w notatniku, a potem postukał długopisem w okładkę.
– Czyli nie układało się wam – podsumował. – Czy to właśnie wtedy postanowiłaś coś zmienić w swoim życiu?
Zmarszczyłam brwi, dłubiąc w dziurawych spodniach.
– Nie nazwałabym tego zmianą, a przynajmniej nie świadomą. – Przypomniałam sobie tamtą noc w klubie. – To się stało, po prostu.
– Po prostu zakochałaś się w dziewczynie?
– Po prostu – odparłam bez ogródek.
– Czy to mogło być przyczyną wypadku?
„Co to za głupie pytanie?” – pomyślałam.
– Nie. – Z trudem zachowałam cierpliwość. – Wypadek nie ma z tym nic wspólnego… po części.
– Och,
zupełnie sprzeczne z sobą emocje. Dlaczego akurat
zdezorientowanie?
„Matko boska” – pomyślałam. „Czy to
rozmowa z psychoterapeutą, czy z dziennikarzem?”
Na moment
zabrakło mi słów. Wbiłam spojrzenie w palce, którymi zupełnie
bezwiednie zaczęłam się bawić.
– Myślę, że też pan
czułby się zdezorientowany, gdyby ojciec pańskiej dziewczyny w
porozumieniu z pańskim tatą ułożyłby spisek, który na koniec
nieomal by pana nie zabił.
Mężczyzna roześmiał się, jakbym
powiedziała najlepszy kawał.
– Muszę przyznać, że to
niewykluczone. Wiesz jak to jest w dzisiejszym świecie. Troskliwy
rodzic zrobi wszystko w obawie o swoje dzieci. Jednak wróćmy do
tematu. – Spoważniał. – Wspomniałaś również o szczęściu.
Czy to z tego powodu, o którym myślę?
A o czym myśli? I od
kiedy próby zabójstwa są niewykluczone przy dziewięćdziesięciu
procentach związków młodych ludzi?
– Tak. Zdecydowanie. –
Poczułam nagły gorąc gorąc na policzkach i spojrzałam nieśmiało
w kierunku kuchennych drzwi. Lena, niewidoczna, zapewne stała gdzieś
obok, przysłuchując się całej rozmowie. – Jeśli mam być
szczera, to chyba nigdy nie czułam się szczęśliwsza.
– A
więc związek z dziewczyną. Związek dwóch dziewczyn. Coś
zupełnie nieoczywistego. – Podkreślił entuzjastycznie ostatnie
słowo. – Może najpierw zapytam: jak to się
stało?
Odpowiedziałam, zanim zdążyłam się ugryźć w
język. Stres zupełnie wyparował i miałam nadzieję, że nie
nadejdzie ponownie.
– Normalnie.
Aron roześmiał się,
odchylając lekko głowę do tyłu.
– Faktycznie. Dla waszej
społeczności jest to coś zupełnie normalnego, jednak proporcje,
jeśli chodzi o liczebność, są tutaj dość jasne. Chcę przez to
powiedzieć, że środowiska mniejszości seksualnych są niezwykle
małe…
– Nie – odparłam. – Myli się pan. Jest mała
według danych, które macie. A pomyśleliście może, ilu z nich tak
naprawdę się nie przyznało?
Tego nie było w scenariuszu.
Nerwowy tik sprawił, że zaczęła mu drżeć lewa powieka.
–
Wracając do tematu…
– Chce pan zapytać, dlaczego taka
anomalia ma miejsce? – przerwałam mu, pocierając spocone dłonie
o materiał dżinsów. – Stało się to zupełnie normalnie.
Ludzkie serce nie jest zaprogramowane tylko na jedną osobę, którą
kochamy przez całe życie. I nikt nie powiedział, że musi to być
osoba przeciwnej płci.
– Dlaczego? – Podjął grę, a mnie
ogarnęła ulga. Sztywne scenariusze nigdy nie były moją mocną
domeną. – Przecież Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, aby
tworzyli związek. Dlaczego teraz miałoby się to
zmienić?
Usłyszałam szydercze parsknięcie, dochodzące z
kuchni i sama o mało się nie uśmiechnęłam. Lena.
– Bo
świat się zmienia. Ludzie się zmieniają. Biblia i jej
postrzeganie też się zmienia.
– Przecież katolicyzm
wyraźnie potępia związki jednopłciowe. – dziennikarz poczuł
się w obowiązku przypomnieć mi coś, o czym doskonale wiedziałam.
– Zresztą Pismo Święte, to księga bardzo stara i nikt jej nie
zmieniał, bo po co miałby to robić?
Cały wywiad zaczynał
się zmieniać w pole bitwy dla dwóch różnych światów i
ścierających się poglądów. Bedrecki nie był pewien co robić,
bo sytuacja zupełnie odbiegała od tego, co zawierał napisany przez
niego scenariusz. Nerwowym ruchem po raz kolejny przekartkował
notes.
– Nie bez powodu mamy Stary i Nowy Testament. –
Zauważyłam, postanawiając iść za ciosem. – Gdyby pan znał oba
wystarczająco dobrze, to mógłby pan dostrzec, że jest wiele
rzeczy, które Nowy znosi, względem Starego. Poza tym to ludzie
potępiają taki stan rzeczy, a nie sama księga.
– Ale
Biblia… – Otworzył usta.
– Biblia nie mówi o nienawiści,
napaściach i wyzwiskach oraz nietolerancji. – Zacisnęłam
gniewnie zęby. – Wasz Jezus powiedział: „Kochaj bliźniego
swego jak siebie samego”. Ani słowem nie wspomniał o tym, że
jakakolwiek mniejszość ma być gnębiona.
Aron na moment
stracił wątek. Patrzył na mnie uważnie, a na twarzy miał
kamienną maskę. Nie był to już ten sztuczny, wyćwiczony uśmiech,
ani nawet ten szczery.
– W porządku. – Uznał po dłuższej
chwili. Potarł czoło i westchnął ciężko. – Porozmawiajmy o
tym tak po prostu. Jako dziennikarz będę zadawał odpowiednie
pytania, a ty udzielisz mi taką odpowiedź, jaką uznasz za słuszną.
Czy to jest w porządku?
Odetchnęłam z ulgą. Jakby nie dało
się tak od początku. Nie musiał nagle zmieniać się w zażartego
dyskutanta i obrońcę praw nienarodzonych dzieci.
– Tak,
dziękuję.
– Zatem dobrze. – Wziął do ręki notes, który
wcześniej odłożył. – Miałem zapytać, czy nie czujecie się
niezręcznie, bo w końcu jesteście w mniejszości, a jest to dość
nietypowa anomalia.
Usiadłam wygodniej na krześle, czując, że
ta rozmowa potrwa dłużej, niż pierwotnie zakładano.
– Pan
cały czas uważa to za rodzaj ideologi i tak też się pan o tym
wyraża. – Zmarszczyłam brwi. – Uprzejmym tonem maskuje zarzuty
ukryte za pozornie niewinnymi pytaniami.
Uniósł brew.
–
To poważny zarzut.
– Proszę mi wybaczyć, ale tak to
wygląda. Gadka szmatka, która ma na celu obrócić kota ogonem.
–
W porządku. Przyznaję. Ciężko mi nie mieszać do tego moich
osobistych przekonań. Teraz zbieram dane do pracy. Jeśli materiał
ma zainteresować ludzi, to musi zostać wykonany dla nich. Nikt nie
kupi cukierkowej miłości dwóch dziewczyn, ponieważ po pierwsze
właśnie jest cukierkowa, a po drugie…
– Istnieje między
dwoma dziewczynami. – Zdusiłam z trudem gniew, który we mnie
rósł. – Oczywiście. Bo dla większości to jakaś chora
ideologia.
– A nie jest?
– Każdy może sobie dorobić
teorię do wszystkiego. – Skwitowałam. – A odpowiedź na pańskie
pytanie kryje się w jednym stwierdzeniu: „Nie można nagle nakazać
sercu, aby przestało czuć”.
Zmarszczył brwi.
– To
jakiś cytat?
– Tak. Z książki Marii Venturi. Nieważne do
kogo to serce czuje. Nikt nie chce uwierzyć, że to, co się dzieje
między dwojgiem ludzi, nawet jeśli są to dwie kobiety lub dwóch
mężczyzn, jest prawdziwe. Mogę mówić za siebie, więc powiem
absolutnie szczerze… Kocham Lenę. I nie jest to chora ideologia.
To miłość.
– Skąd wiesz? – Przez chwilę siedział tak,
jakby to było niewinne pytanie, ale potem poruszył się
niespokojnie, najwyraźniej widząc burzę w moich oczach. – Znaczy
się… jesteś jeszcze młoda, a przed tobą całe życie. Skąd
wiesz, że to po prostu nie jest wybryk twoich hormonów?
– Bo
uwielbiam patrzeć jak śpi. Potem wstaję i robię jej kawę na
dzień dobry. Tak strasznie denerwuje mnie to, że uwielbia stać w
oknie w samej koszulce, niezależnie od pory roku. – Zza drzwi
usłyszałam zduszony jęk. Uśmiechnęłam się lekko i
kontynuowałam. – Gdy o czymś intensywnie myśli, to ma w zwyczaju
bawić się włosami, a gdy jest wkurzona, to mówi tak cichym
głosem, że ledwo słychać. Mruży oczy, gdy jest rozdrażniona.
Och i uwielbia artystyczny nieład, czym doprowadza mnie do szału.
Istnieje cała masa innych rzeczy, mniejszych, jak i większych, ale
stąd wiem, że to miłość, bo kocham Lenę za nie wszystkie, bez
względu na to, czy są złe, czy dobre.
Arona znowu zatkało,
bo przez moment otwierał i zamykał usta, jak ryba wyciągnięta z
wody.
– To...cóż. – Zaśmiał się nerwowo. – Tego się
nie spodziewałem.
– A czego? Dzikich orgii?
– Punkt
dla ciebie. – Wycelował we mnie długopis. – Tak was często
przedstawiają, jeśli mam być szczery. Wystarczy wklepać frazę
„lesbijki” i wejść z grafikę…
– O tak. Bo seks, to
najważniejsza rzecz w życiu – odparłam sarkastycznie. –
Wszystko ma swoje ciemne i jasne strony, ale chyba nie ocenił nas
pan przez pryzmat tego, co znajduje pan w internecie, prawda?
–
Nie, ale…
– Nie wiem jak panu to wytłumaczyć. Jak dla mnie
trzeba do tego podejść ze zdrowym rozsądkiem.
Odwróciłam
wzrok od dziennikarza i wbiłam go w okno, zwrócone w kierunku
podjazdu. Na moment zapadła cisza, przerywana
jedynie cichymi
oddechami.
– W porządku. Zatem… – Przekartkował
szybko notes. – Wasza historia stała się popularna wskutek
wcześniej wspomnianego wypadku. Zazdrosny chłopak, apodyktyczny
niedoszły teść. I nagle pojawiła się Lena. Pytałem wcześniej
mniej więcej o to samo, ale zapytam raz jeszcze – jak to się
stało?
Automatycznie uśmiechnęłam się na wspomnienie
tamtych dni.
– Zmieniła szkołę. Przepisała się do
mojej.
– I tak od razu na siebie wpadłyście?
– Och
matko – westchnęłam. – To długa historia.
Zatoczył ręką
koło.
– Ależ proszę. Opowiedz.
– Jest pan pewien, że
chce się dowiedzieć o wszystkim? – Uniosłam brwi.
Wyszczerzył
się.
– Wystarczająco.
Komentarze
Prześlij komentarz