Przejdź do głównej zawartości

Kiedy prawda boli?


       
    To chyba jedno z najważniejszych pytań, które możemy sobie zadać. Jakby nie patrzeć, wszędzie istnieje swego rodzaju prawda. Nawet Józef Tischner mówi: "Są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda." Nie musimy za wiele szukać, czy też łamać sobie głowę nad znalezieniem przykładów, potwierdzających powyższe stwierdzenie. Nieraz mówimy: "Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia." Najlepsze jest w zasadzie to, że jeśli wypowiadamy stwierdzenie. które w pewien sposób dotyczy nas bezpośrednio - jest to prawdą. W tym przypadku możemy powiedzieć o prawdzie subiektywnej - Kasia lubi czekoladki (załóżmy, że lubi), ale jej przyjaciółka, Ewa, już nie, więc gdy osoba trzecia odniesie się do preferencji Kasi będzie to prawdą. Pozostając ciągle w tej sferze rozmyślań o tym aspekcie, czy przekręcenie prawdy, półprawda lub najzwyklejsze w świecie kłamstwo może kogoś dotkliwie zranić? Czy prawda, dotycząca nas samych, może wyrządzić szkody? Jak wielkie? Jeśli już mówimy o czymś, co się tyczy nas - czy prawda o naszej naturze może stanowić dla nas samych zagrożenie? Sądzę, że może, tym bardziej, jeśli nie dopuszczamy jej do swoich myśli.

        Ten krótki wstęp chciałam w rzeczywistości odnieść do bardzo podobnych rozmyślań, ale na temat prawdy obiektywnej. Mówimy, że istnieją rzeczy, fakty, które po prostu są faktami i są prawdziwe, a ponadto są prawdą obiektywną. Nikt nie zaprzeczy, gdy powiemy, że dwa dodać dwa jest cztery. Że ziemia jest okrągła. Że gdy plemnik łączy się z oocytem II rzędu, to powstaje komórka jajowa, a z niej rodzi się życie. Że Bolesław Chrobry był pierwszym królem Polski... jednak gdy chodzi o historię współczesną i związaną z nią obiektywną prawdą, to nagle powstają problemy, które, zdaje się, są nie do przejścia. Coś, co dotyczyło naszych przodków, pewne fakty, które znamy dziś i w pewien sposób dotyczą także nas, są uważane za bluźniercze, a przede wszystkim nazywamy to kłamstwem.

        Ostatnio bardzo głośno jest o Oldze Tokarczuk i to z nie byle jakiego powodu - zdobyła w końcu nagrodę Nobla, co jest swego rodzaju fenomenem, bo nie zdarzało się to zbyt często i można śmiało powiedzieć, że jest to powód do dumy, iż za naszego życia dokonała się tak fantastyczna rzecz. Oto jedna z nas, Polka, dostała chyba najbardziej prestiżową nagrodę świata. Jednak za tą radością kryje się misa goryczy, nienawiści, zawiści i zazdrości oraz... zarzutów skierowanych w stronę noblistki. "Kłamiesz!" - krzyczą niektórzy, bardzo głośno. "Bluźnisz!" - wołają inni. "Polacy nie byli mordercami Żydów!" "Nigdy ich nie mordowali!". "Zdrajczyni! Lewacka...". No właśnie. Jednak... ile prawdy jest w tym "kłamstwie"? Ile kłamstwa jest w "prawdzie"? Czy tutaj faktycznie prawda zależy od punktu siedzenia? Czy o tym wydarzeniu w historii, któremu niektórzy zaprzeczają tak pieczołowicie, możemy mówić, że jest kłamstwem?

        Jeden z najgłośniejszych przypadków miał miejsce 10 lipca 1941 roku, gdy w Jedwabnem doszło do masakry na żydowskich rodzinach. Polacy zagonili i spalili w stodole żydowskich sąsiadów. Tak, za pozwoleniem i inspiracją nazistowskich Niemców... tak, spalili. Całe to zdarzenie opisał w swojej książce Jan Tomasz Gross, która wywołała nie mały skandal w naszym kraju. Temat był wielokrotnie poruszany, analizowany, rozszarpywany na najmniejsze kawałki, aż w końcu ogólnie przez naszych rodaków został uznany za kłamstwo. Że to żydowski spisek wymierzony w Polskę. Jednak... niełatwo jest się przyznać do prawdy, bo ta czasami boli. I wracając do pytania - "Jeśli już mówimy o czymś, co się tyczy nas - czy prawda o naszej naturze może stanowić dla nas samych zagrożenie?" Możemy zdecydowanie odpowiedzieć, że tak. Bo czym innym jest wyparcie się prawdy na temat mordu żydów przez Polaków, niż nieprzyjęciem prawdy o sobie do własnej świadomości? Stanowi ona dla nas zagrożenie, bo ujawnia naszą czarną stronę charakteru, tą drugą, paskudną naturę, o której nie chcemy wiedzieć, nie chcemy o niej myśleć. Nie chcę się tu do końca rozwodzić nad samym tematem morderstwa żydów. Uważam, że należy to do siebie dopuścić, bo jest to prawdą, a prawda boli właśnie w takich przypadkach, gdy jest straszna. Historia, w szczególności historia, nigdy nie była, nie jest i nie będzie czarno-biała. Bo historia, to życie bilionów ludzi, którzy podejmowali takie, a nie inne decyzje, które skutkowały różnymi wydarzeniami. I nieważne jak bardzo byśmy chcieli, aby niektóre fakty, prawda obiektywna okazała się kłamstwem - życie jest życiem, a nawet tak brutalne wydarzenie jest prawdą. Nie każdy jest ją w stanie przyjąć do wiadomości - ludzie bronią się na tysiąc sposób - od unikania tematu, aż do wyzwisk i gróźb, co czyniono w kierunku pani Tokarczuk, gdy światło dzienne ujrzał jej wywiad, w którym mówiła o Polakach, jako o mordercach żydów. Nie można też generalizować - tutaj propaganda ma świetne pole do popisu, aby łatwo i ledwie dostrzegalnie manipulować słowem. Nie wszyscy Polacy mordowali żydów, ale Polacy mordowali żydów. Różnica jest subtelna - zaledwie jeden wyraz, a jakże zmienia sens i znaczenie oraz odbiór treści.

        W odpowiedzi na książkę Grossa, Adam Michnik w swoim eseju pod tytułem "Szok Jedwabnego", napisał:

       
        "Czy Polacy razem z Niemcami mordowali Żydów? Trudno o większy absurd i bardziej fałszywy stereotyp. Nie było polskiej rodziny, która by nie została okaleczona przez hitlerowski nazizm i sowiecki komunizm. [...] Polska pierwsza powiedziała kategoryczne "nie" hitlerowskim żądaniom i pierwsza podjęła zbrojny opór przeciw hitlerowskiej agresji. [...] żadna formacja wojskowa pod polskim sztandarem nie walczyła po stronie III Rzeszy. Polacy zaatakowani przez dwa totalitaryzmy w wyniku paktu Ribbentrop - Mołotow walczyli od pierwszego do ostatniego dnia w armiach antyhitlerowskiej koalicji. W Polsce rozwinął się szeroki ruch oporu, zbrojnej konspiracji i dywersji antyhitlerowskiej. To wtedy premier Wielkiej Brytanii składał Polakom hołd za ich udział w bitwie o Anglię, a prezydent Stanów Zjednoczonych nazwał Polaków natchnieniem świata.

        Po wojnie, gdy w wolnych krajach nadszedł czas refleksji nad doświadczeniem nazizmu i Holocaustu, w Polsce nastał czas stalinowskiego terroru, który na wiele lat skutecznie zablokował debatę o przeszłości, o Zagładzie i o antysemityzmie. Tymczasem tradycje antysemickie były w Polsce głęboko zakorzenione. W XIX wieku, gdy nie istniało państwo polskie, nowoczesny naród polski kształtował się w oparciu o więzi etniczne i religijne, a w opozycji do narodów sąsiadujących, którym polskie marzenie o niepodległości było obojętne lub wrogie. Antysemityzm - tak jak we wszystkich krajach tego regionu zamieszkiwanych przez Żydów - był spoiwem ideologicznym wielkiego obozu politycznego - Narodowej Demokracji. Ten antysemityzm był podsycany przez rosyjską administrację w myśl zasady divide et impera. W okresie międzywojennym antysemityzm był już trwałym i naturalnym składnikiem radykalnej ideologii nacjonalistycznej prawicy. Mocne akcenty antysemickie można było napotkać również w wypowiedziach dostojników Kościoła katolickiego. Polska wciśnięta między hitlerowskie Niemcy i stalinowską Rosję nie umiała ułożyć sobie poprawnych stosunków z mniejszościami narodowymi, także ze społecznością żydowską. Choć w porównaniu z totalitarnymi sąsiadami Polska ciągle jeszcze była względnym azylem dla Żydów. [...]

        Jednak w latach okupacji hitlerowskiej polska prawica nacjonalistyczna i antysemicka - inaczej niż w większości krajów Europy - nie podążyła drogą kolaboracji z nazistami, lecz czynnie uczestniczyła w antyhitlerowskim podziemiu. Polscy antysemici walczyli z Hitlerem, a niektórzy z nich zgoła uczestniczyli w akcji ratowania Żydów, choć groziła za to śmierć. Oto specyficzny polski paradoks - na okupowanej polskiej ziemi można było być zarazem antysemitą, bohaterem antyhitlerowskiego ruchu oporu i uczestnikiem akcji ratowania Żydów. [...]

        Polska opinia publiczna jest zróżnicowana, ale niemal wszyscy Polacy bardzo ostro reagują na pojawiające się nieraz oskarżenia żydowskie, że "wyssali antysemityzm z mlekiem matki, a już szczególnie o współudział w Zagładzie. Dla antysemitów, których nie brakuje na marginesach polskiego życia politycznego, te ataki są znakomitym uzasadnieniem tezy, że istnieje międzynarodowy żydowski spisek przeciw Polsce. Dla ludzi zwyczajnych, ukształtowanych w latach fałszowania prawdy bądź milczenia o Holocauście, oskarżenia te są aktem jaskrawej niesprawiedliwości. Dla tych właśnie ludzi strasznym szokiem stała się książka Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi, która ujawniła prawdę o mordzie 1600 Żydów w Jedwabnem dokonanym polskimi rękami.

          Trudno opisać rozmiary tego szoku. Książka Grossa wywołała reakcje, których temperatura jest porównywalna z żydowskimi reakcjami po publikacji książki Hanny Arendt -Eichmann w Jerozolimie. Arendt pisała o współpracy niektórych środowisk żydowskich z nazistami: -Żydowskie rady starszych były informowane przez Eichmanna lub jego podwładnych, ilu Żydów potrzeba do wypełnienia każdego pociągu, i sporządzały listy deportowanych. Żydzi rejestrowali się, wypełniali niezliczone formularze, odpowiadali na wielostronicowe kwestionariusze dotyczące posiadanego przez nich majątku, co miało umożliwić tym łatwiejsze jego zagarnięcie, następnie zaś gromadzili się w wyznaczonych miejscach zbiórki i wsiadali do pociągu. Na nielicznych, którzy usiłowali się ukryć albo uciec, specjalna policja żydowska urządzała obławy. [...] Wkrótce potem żydowscy krytycy stwierdzili, że według Hanny Arendt to sami Żydzi dokonali zagłady Żydów.

        Niektóre polskie reakcje na książkę Grossa były równie emocjonalne. Zwyczajny polski czytelnik nie był w stanie uwierzyć, że coś podobnego mogło się wydarzyć. Muszę wyznać, że i ja nie byłem w stanie w to uwierzyć i uważałem, że mój przyjaciel Jan Tomasz Gross padł ofiarą mistyfikacji. A jednak mord w Jedwabnem, poprzedzony bestialskim pogromem Żydów, miał miejsce i musi obciążać świadomość zbiorową Polaków. Także moją świadomość indywidualną. Polska debata na temat Jedwabnego toczy się od kilku miesięcy. Nacechowana jest powagą, wnikliwością, smutkiem, a nieraz i przerażeniem, jakby całemu społeczeństwu nakazano nagle dźwigać brzemię strasznej zbrodni sprzed 60 lat. Jakby wszystkim Polakom kazano zbiorowo wyznawać winę i prosić o przebaczenie.

         Nie wierzę w winę kolektywną i w odpowiedzialność zbiorową inną niż odpowiedzialność moralna. Zastanawiam się przeto, na czym polega moja indywidualna odpowiedzialność i moja własna wina. Z pewnością nie mogę być odpowiedzialny za tamten tłum zbrodniarzy, który podpalił stodołę w Jedwabnem. Podobnie dzisiejszych mieszkańców Jedwabnego nie sposób winić za tamtą zbrodnię. Gdy słyszę wezwanie, bym wyznał swoją, polską winę, czuję się zraniony tak samo jak dzisiejsi mieszkańcy Jedwabnego, których indagują dziennikarze z całego świata. Kiedy jednak słyszę, że książka Grossa, która ujawnia prawdę o zbrodni, jest kłamstwem wymyślonym przez międzynarodowy żydowski spisek przeciw Polsce, to wtedy rośnie we mnie poczucie winy. Te kłamliwe dzisiejsze wykręty są bowiem faktycznym usprawiedliwieniem tamtej zbrodni."


       Tak więc... czy kłamstwem nie próbujemy się usprawiedliwiać? Prawda jest dla nas zagrożeniem, ale czy przekręcając ją i nie dopuszczając jej do swojej świadomości nie robimy jeszcze większej krzywdy nie tylko sobie, ale i innym? Ci, którzy najgłośniej wołają, niech pierwsi rzucą kamieniem, jeśli nie mają nic na swoim sumieniu. Niech pierwsi rzucą kamieniem, jeśli nie skłamali. Bo zawsze łatwiej jest się wyprzeć, niż stanąć twarzą w twarz z tym, co nas prześladuje. Zawsze łatwiej jest przybrać maskę tchórza i ją ukryć, niż unieść ciężar narodowych win... Nie sztuką jest gloryfikować i upiększać rzeczywistość. To tak, jakbyśmy się znaleźli w swoim własnym, małym wyidealizowanym świecie. Świat oparty na kłamstwach ma słaby fundament, który może szybko się skruszyć. Prawdziwie silni stajemy się wtedy, gdy walczymy z mitami i mężnie próbujemy znieść niekorzystne dla nas fakty. Nie musimy czuć się odpowiedzialni za to, co działo się kiedyś. Winniśmy się czuć odpowiedziani za to, aby podobna rzecz nie wydarzyła się w przyszłości, a w tym nie pomoże nam wyparcie się tego, co miało miejsce dawno temu.

        Prawdę obiektywną próbujemy negować, bo boimy się, że popełnimy taki sam błąd. Boimy się naszej natury. Jednak wyparcie się jej nie umożliwi nam tego, aby w przyszłości nie zostać podobnymi. Prawdę obiektywną, zmieniamy na prawdę subiektywną, a więc zależną od punktu siedzenia, bo tak jest nam łatwiej. Wtedy możemy powiedzieć: "Ona kłamie! To wcale tak nie było!". I żeby było jasne... nie robimy tak tylko my. To nie jest cecha jednego narodu, a cecha całej ludzkości. Jednak warto zdać sobie sprawę z tego, że tak właśnie jest, a prawda boli. Źródło, esej Adama Michnika: Szok Jedwabnego

Komentarze