Przejdź do głównej zawartości

Demony krwi

 


   Podobno kiedyś wszystko w Belmorze posiadało magię. Jej malutkie rozproszone cząstki wirowały w powietrzu, wypełniając każdą szczelinę i dając życie. Każdy, nie używając krzesiwa, mógł rozpalić ogień, aby upiec nad nim dziczyznę. Pierwsi rolnicy sami nawadniali pola, nie musząc szukać źródeł wody oraz byli odpowiedzialni za pielęgnowanie ziemi, dającej plony wzrostem przewyższające dwumetrowego człowieka. Zaklinacze wiatru przywoływali zimny powiew, który schładzał przegrzane ciała w skwarne lato. Magia była dostępna dla każdego bez względu na pochodzenie, czy majątek. Potem coś się zmieniło, ale historyczne przekazy z tamtych mrocznych okresów gdzieś się zawieruszyły. Dzisiaj tylko uprzywilejowani mają magię i strzegą jej zazdrośnie niczym złota. Wiedziałam, że pewnego razu sprowadzi to zgubę na moją ojczyznę, ale nigdy nie przypuszczałam, że stanie się to za pomocą krwi.

    Odkryłam istnienie żywiołów, gdy miałam dziesięć lat. Doskonale pamiętałam tamten okres, bo wtedy okazało się, że starszy ode mnie o trzy lata Caeld nie może zostać następcą tronu. Powszechnie przyjęło się, że mężczyźni odziedziczają koronę, więc ta informacja była tragedią w najczystszej postaci dla rodziców, którzy musieli całą uwagę i odpowiednią edukację przerzucić na mnie. Przyszły król kształcił się od najmłodszych lat, pojmując techniki odpowiednio szybciej, aby móc rozsądnie zarządzać dobrami, które miał pod swoją opieką. Ja zaś od najmłodszych lat byłam tą rozpieszczaną, młodszą siostrą, na którą nie zwracano wiele uwagi, jeśli była grzeczna i nie sprawiała kłopotów.

    Pewnego ranka bawiłam się w komnacie na najwyższej wieży, gdy do środka wpadł Caeld z rozwianym włosem. Zmierzył mnie chłodnym, gradowym spojrzeniem ciemnych oczu, które odziedziczył po tacie.

    Ojciec cię wzywa – wyrzucił wzburzony. – Czeka w sali tronowej.

Podniosłam niechętnie wzrok znad księcia, który nieopodal na dywanie, miał własny dom, a w nim całkiem pokaźną zagrodę.

    Czy mogę pójść do niego później? – zapytałam z nadzieją.

Brat wzruszył ramionami.

    Mogłabyś nie iść wcale, gdyby to ode mnie zależało – odparł ignorancko – ale ojciec jest jednocześnie naszym królem i gdy wydaje rozkazy jako król, to należy się go słuchać.

    Tak więc nie miałam zbyt wielkiego wyboru. Mogłam zostać z kapryszącym Caeldem i rozgniewać ojca, albo do niego pójść i zobaczyć o co chodzi. Naturalnie wybrałam to drugie, ponieważ wiedziałam jak bardzo potrafił być nieprzyjemny chłopak, gdy go coś zirytowało. Pojawiłam się tam po paru chwilach, prowadzona za rękę przez nianię. Tata siedział u szczytu podłużnego stołu, obracając koronę w świetle poranka, wpadającym przez ogromne okna, umieszczone po obu stronach sali w równych odstępach. Mama siedziała po jego prawej i wodziła wzrokiem po łukowym suficie, dopóki drzwi nie wpuściły nas do środka. Uśmiechnęła się czarująco na mój widok. Zawsze uwielbiałam dołeczki, tworzące się za każdym razem, gdy była szczęśliwa.

    Podejdź tu, Nean – powiedział poważnym tonem ojciec, wskazując miejsce tuż koło siebie. – Musimy o czymś porozmawiać. Dziękuję, nianiu, możesz wrócić do pozostałej reszty obowiązków.

Dobrotliwa, niska kobieta skłoniła się i tyłem wyszła z pomieszczenia, cicho zamykając drzwi. Zostaliśmy we trójkę. Spojrzałam na wyczekujące oblicze taty i dopiero wtedy zdecydowałam się przydreptać do ogromnego krzesła, na którym zawsze zasiadał, nie tylko podczas posiłków. Z lękiem spojrzałam na tron, znajdujący się z tyłu i nie po raz pierwszy pomyślałam o nim jako potworze, wysysającym dobre uczucia i emocje.

Gdy wreszcie dotarłam do rodziców, a miałam wrażenie, że zajmuje to wieki, zadarłam podbródek. Nie podobał mi się fakt, że przerwali księciu budowę zamku, jednakże czekałam cierpliwie. Wymienili spojrzenia. Mama przekrzywiła lekko głowę, zapewne konsultując się z mężem, po czym uśmiechnęła się. Zwróciła na mnie łagodne spojrzenie kasztanowych oczu.

    Zapewne widziałaś się już z Caeldem, skarbie, prawda? – zapytała miękko. – Czy coś mówił?

    Nie – odparłam i zachmurzyłam się na myśl o bracie. – Był bardzo zdenerwowany i niezadowolony. Kazał do was przyjść. Ostatnio widziałam go takim, kiedy spadł z konia i potem nie mógł jeździć przez tydzień.

Tak. To było felerne wydarzenie, w szczelności dla mnie, bo odkąd stało się jasne, że będę bardziej rozpieszczana niż Caeld, to zaczął zarzucać mi wszystkie niepowodzenia i nieszczęścia, które go spotkały. Jako mała dziewczynka nie rozumiałam tego, więc zawsze myślałam, że w czymś zawiniłam.

    Jak wiesz w wieku trzynastu lat prawowity następca przechodzi pewne badania – zaczął ojciec, patrząc na mnie z powagą. – Są robione po to, aby upewnić się, czy nic nie stanie na przeszkodzie, aby mógł objąć tron.

    Czy Caeld dzisiaj był na tych badaniach? – zapytałam.

    Tak. I niestety coś poszło nie tak. Wciąż co prawda sprawdzamy i może jednak…

    Roger. – Mavie położyła swoją dłoń na jego i ścisnęła.

Mężczyzna westchnął ciężko. Zdziwiona wyrazem twarzy króla, przysunęłam się lekko, aby okazać wsparcie. Po raz pierwszy uśmiech znikł zastąpiony zmartwieniem. Wpatrywał się gdzieś daleko poza mną, jakby czegoś szukał, ale nie mógł znaleźć.

    Caeld nie może zostać następcą tronu – powiedział cicho. – Badania go wykluczyły.

Dziecięcy mózg próbował pojąć, co to dla mnie oznaczało i przede wszystkim dlaczego zostałam wezwana. Zmarszczyłam brwi.

    Jakie badania, tato? I dlaczego wykluczyły? Przecież jest zdrowy i umie się posługiwać mieczem. Wie nawet jak je ostrzyć! – zawołałam z entuzjazmem. Zawsze interesowały mnie wojskowe sprawy, ale nigdy nie byłam do nich dopuszczana, właśnie z powodu tego, że byłam księżniczką. – Nie może zostać wykluczony.

Mama posłała wymuszony uśmiech, ale i dostrzegłam smutek w niebieskich oczach, które po niej odziedziczyłam.

    Następca tronu musi być płodny, aby zachować ciągłość rodu. – Wyciągnęła dłoń i pogładziła mój policzek. – Caeld niestety, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu nie może mieć dzieci.

Potarłam falowaną sukienkę i chwyciłam rąb, który zaczęłam miętosić między palcami. Wiedziałam co oznaczała ciągłość rodu i brak możliwości dzieci, ale dlaczego akurat Caeld? Czy ktoś zrobił mu coś złego?

    Czy i tak nie może zostać królem? – Spojrzałam na rodziców z nadzieją w oczach. – Czarodzieje przecież mogą mu pomóc.

Roger pokręcił głową i poprawił się na krześle. Sygnet królewski zalśnił na jego palcu, gdy dłonią odgarnął niesforny, czarny kosmyk włosów, uciekający na czoło.

    Nie mogą, bo żaden żywioł nie uleczy ludzkiej przypadłości. – Westchnął ciężko. – Tylko sukcesja może zachować i tak kruchy pokój pomiędzy plemionami. Jeśli na tronie zasiądzie bezpłodny król, to szybko rozejdą się wieści, a potem...

Urwał i znowu był nieobecny, wodząc oczyma po zdobionym, łukowo zakończonym suficie. Nie znałam się na polityce, ani na licznych układach zawieranych wśród kamiennych ścian zamku. Przynajmniej nie wtedy. Miałam to zrozumieć znacznie później, gdy tak naprawdę było już za późno. Teraz problem w moich oczach, tak naprawdę był rozmiarów szpilki i nie pojmowałam dlaczego zostałam wezwana.

    Skoro Caeld nie może zostać królem, to musimy mieć małego brata. – Uśmiechnęłam się, czując dumę, że udało mi się coś wymyślić. – Wtedy on będzie mógł nim zostać i problem się rozwiąże.

Mavie znowu posłała ten pół smutny uśmiech i potrząsnęła głową, jakby nie do końca dowierzała w to, co mówię. Tata zaś zaczął obracać pierścień na palcu, jak zawsze, gdy miał coś ważnego do przekazania. Fascynował mnie ten kawałek metalu z szlachetnymi kamieniami, które błyszczały w dziennym świetle, czy blasku świec. W wyobraźni miałam go na palcu, gdy tańczę na przyjęciu z jakimś przystojnym hrabią, a ten go podziwia i pragnie za mnie wyjść.

Teraz zaczęłam mieć lekkie podejrzenie, że być może kiedyś jakiś hrabia faktycznie doczeka się dłoni z królewskim pierścieniem.

    Nean. – Król spojrzał z powagą w moje oczy. – To ty zostaniesz następczynią.

Komentarze